Musiałam apartament zdać, więc ruszyłam się jakoś rano z łóżka. Anton już czekał na mnie z kawką na miejscu. Szybko ogarnęliśmy to, co jeszcze wymagało ogarnięcia i poszliśmy jeść. Najpierw w Aioli czekaliśmy kilkanaście minut, żeby złożyć zamówienie – a że nikt nie przyszedł, to poszliśmy sobie. Skończyło się na „chińczyku”.

Wróciłam do domku, gdzie Mariusz na mnie czekał nadal. No i zaczęło się picie, które trwało bardzo, bardzo długo. Masakrycznie długo.

Wypowiedz się! Skomentuj!