Ano łatwo, jak się okazuje. Najśmieszniejsze przy tym jest zapewnianie, że nie chodzi o osobiste sympatie czy antypatie osoby zwalniającej, tylko o dobro organizacji. Przy okazji znów okazuje się, jak homofobiczne jest środowisko osób z niepełnosprawnościami.

Ja z Michałem na imprezie :)
Ja z Michałem na imprezie :)

Rok temu zaczęłam współpracę z Polskim Forum Osób Niepełnosprawnych. To taka parasolowa organizacja, której zadaniem jest jednoczenie organizacji osób z niepełnosprawnościami i godne reprezentowanie na arenie ogólnopolskiej oraz europejskiej. Szczytny cel, choć organizacja pomimo już 10 lat działalności, rozwija się jako tako. Powód jest prosty. Środowisko osób z niepełnosprawnościami jest bardzo skłócone i podzielone. W Polsce działa około 7000 takich organizacji (tak, siedem tysięcy!) i trudno jest im czasem się zjednoczyć nawet w ramach jednego województwa. O skali ogólnopolskiej nie wspominając. Przodującą przeszkodą są, oczywiście, kwestie personalne. Ktoś nie lubi kogoś a ktoś inny chciałby żeby coś było inaczej, niż robią to jeszcze inni. Czyli nie za dobrze. Dlatego też, mimo że osób z niepełnosprawnościami jest tak dużo, ich głos jest słyszalny mniej i słabiej niż np. głos organizacji LGBT, które – choć mniej liczne – potrafią się jednoczyć, sieciować i współpracować.

Ale do rzeczy. Moja praca polegać miała na administracyjno-biurowej obsłudze projektu unijnego. Umowa-zlecenie, wymiar mniej niż 2/3 etatu. Takie tam niemęczące, ale i nierozwijające specjalnie zadanie. Plusem wszystkiego było to, że poza obowiązkami standardowo zapisanymi w umowie, mogłam robić też inne rzeczy: pomagałam w przygotowaniu wniosków nowych, chodziłam na konferencje, wykorzystywano także moje wykształcenie socjologiczne czasem. A więc przyjemnie i fajnie.
Oczywiście, były konflikty. Szefowa całej organizacji i osoba koordynująca projekt nie przepadają za sobą. Trochę za swoimi plecami robią. Jedną z kart przetargowych była moja skromna osoba. Taka przepychanka, po czyjej stronie stanę. Nie ukrywam, że z racji większej sympatii oraz większych nadziei związanych z przyszłością, stawałam częściej chyba jednak po stronie szefowej całej organizacji. Zrobiłam jej nową stronę, kierowałam – poza moimi „umownymi” obowiązkami – zespołem ludzi z niepełnosprawnością, którzy zająć się mieli komunikacją… Zaangażowałam się, krótko mówiąc.

Jednym z pomysłów, jaki dzielił obie osoby, była kwestia powstania Polskiej Unii Zatrudnienia Wspieranego. Taki twór, którego zadaniem jest zjednoczyć organizacje zajmujące się czymś, co nazywa się zatrudnieniem wspieranym. To taka zachodnia idea, że osoby zagrożone wykluczeniem mogą integrować się w pracy, jeśli mają trenera. Osobę, która na początku pomaga im pracę znaleźć, potem pomaga im nauczyć się tej pracy a potem się wycofuje, ale co jakiś czas sprawdza czy wszystko jest okej. Fajna sprawa, szczytna idea. Pomysł takiej Unii pojawił się ponoć lata temu. Ale nikt się nigdy za to nie wziął.

Ja o sprawie nie wiedziałabym, gdyby nie pani profesor z innego projektu unijnego, w którym realizuję różne szkolenia. Zupełnie niezależnie od wszystkiego, zapytała czy nie zechcę jej pomóc w takiej sprawie. Że kilka osób już prosiła w przeszłości, ale etap formalny był dla nich nie do przejścia, zapał spadał i generalnie nie wychodziło. Powiedziałam, że jasne. I jak powiedziałam, tak zrobiłam. Dwa miesiące później, przy połączeniu różnych sił, różnych organizacji odbyło się pierwsze ogólnopolskie spotkanie osób i instytucji zainteresowanych sprawą. Czyli szybko, sprawnie. Ja ogarniałam kwestie techniczne. Zaproszenia, potwierdzenia, maile, listy obecności, te sprawy. Lubię papierki, więc mi to odpowiada.

Na początku tego roku szefowa organizacji zadzwoniła do mnie któregoś dnia z pytaniem, czy prawdą jest to, co do niej dociera: że ja działam na rzecz jakichś organizacji gejowskich. Oczywiście, że jest prawdą. Musimy uważać, bo przeciwnicy postania Unii mogą chcieć to wykorzystać – skoro już docierają do niej takie informacje. No okej, uważajmy. Cokolwiek miałoby to oznaczać i jakkolwiek możnaby wykorzystać ten fakt przeciw powstaniu niezwiązanej z tematem LGBT organizacji pozarządowej… I że ona jest tolerancyjna (jak ja nienawidzę tego słowa!), sama zatrudnia gejów („osoby o innej orientacji seksualnej” – jak ich nazwała) ale tutaj chodzi o coś innego.

W styczniu odbyło się kolejne spotkanie. Już takie prawie-że wiążące. I tu się zaczął problem. Na moim fotoblo wstawiłam dwie fotki z tego spotkania. I krótki opisik, jak zwykle. I, jak zwykle dotychczas, nie podałam ani jednej nazwy, ani jednego nazwiska. Nawet imiona się nie pojawiają. Nawet na facebooku, jak już ktoś słusznie zauważył, ani razu nie podałam nazwy organizacji pozarządowej. Tak na wszelki wypadek, żeby nikomu to nie przeszkadzało.

Jakiś czas po spotkaniu odbieram telefon: czy mogę usunąć z fotobloga informację na temat tego spotkania. Niechętnie, jak się domyślacie, ale mogę. Usunęłam, bo ani mi na tym aż tak bardzo nie zależy, ani nie podoba mi się atmosfera, jaka nagle się zrobiła wokół tego, że robię coś poza realizacją tego zlecenia.

Nie minęło kilka dni, gdy zjawiła się szefowa i poinformowała mnie – w towarzystwie koordynatorki projektu – że chce ze mną rozwiązać umowę-zlecenie. Tygodniowy okres wypowiedzenia. „Opublikował pan zdjęcia ze spotkania unii z komentarzem.” To jedyny argument, jaki padł. Dodała, że osobiście oczywiście ma jakieś swoje zdanie, ale to może mi powiedzieć, jak się na kawę spotkamy. I że jest mi wdzięczna za to, za tamto, za siamto i że bardzo mnie polubiła, ale tutaj jest wypowiedzenie.

***

O homofobii w organizacjach osób z niepełnosprawnościami przekonałam się już jakiś czas temu. Do kilku tysięcy ngo zajmujących się tą tematyką trafiło rok temu zaproszenie do włączenia się w Paradę Równości. Nieliczne organizacje były zainteresowane, kombinowały co i jak, żeby się włączyć. W samej Paradzie Równości 2013 wzięło udział sporo osób z niepełnosprawnościami – w tym spora grupa osób głuchoniemych. Jednakże mi w pamięci utkwił jeden mail, jaki dostaliśmy w odpowiedzi na nasze zaproszenie: „Proszę tu nie mieszać osób niepełnosprawnych z waszą skrzywiona psychiką. Lekarza wam potrzeba, a nie parad równości” [pisownia oryginalna]. Tak odpisało nam Polskie Stowarzyszenie Na Rzecz Osób z Upośledzeniem Umysłowym Koło w Kołobrzegu.
I niby mówi się zawsze, że osoby, które doświadczają wykluczenia, powinny być bardziej wrażliwe na wykluczanie innych, bo znają to uczucie. Jak widać, tak nie jest. Zresztą to oczekiwanie jest z gruntu trudne do realizacji. Wśród grup narażonych na wykluczenie toczy się dyskursywna walka o to, które wykluczenie jest większe i ważniejsze. I jest „bardziej” wykluczające… Ale o tym mówić będziemy na konferencji, którą Queer UW organizuje pod koniec maja. Zapraszam na „Granice wykluczenia”. Więcej informacji tutaj.

Wypowiedz się! Skomentuj!