duzyformat.blog.pl
duzyformat.blog.pl

80 prac licencjackich. Tyle mniej więcej zajmuje treść tego bloga w przeliczeniu, tworzona przez ostatnie 10 lat. Dziś mija dekada od momentu, gdy powstał.

Och, co się przez ten czas zmieniło… Wszystko. Dosłownie wszystko. Zaczynałam jako chyba już wówczas homoseksualny chłopiec z duża nadwagą, mieszkający na prowincji. O, tak. Pamiętam. Pisanie blogów 10 lat temu zaczynało być powoli modne. Dlaczego ja go założyłam? No, powiem szczerze… z lenistwa. Miałam wówczas bardzo dużo znajomych, ale też i znajomych z bardzo różnych środowisk, którzy nie koniecznie za sobą przepadali. Musiałam się więc widywać z nimi osobno. I za każdym razem opowiadać te same historie, wyjaśniać coś itd. Żeby tego uniknąć, zaczęłam prowadzić bloga. I tam mieli wszystko czarno na białym. Wiedzieli już wszystko a ja nie musiałam opowiadać tej samej historii dziesiątki razy.

Tak się zaczęło. Na nickolas.blog.pl początkowo. Przez pierwsze kilka miesięcy taki był adres bloga. Potem „wielka akcja” kasowania. Adres bloga, na którym już się wiele wówczas intymnych rzeczy znalazło, złapała pewna Anka. I ja się wystraszyłam, że może treść bloga wykorzystać. Więc go skasowałam. Tak na szybko. To była akcja na łączach. W ruch poszły Gadu-Gadu (przecież 10 lat temu się go używało!) i telefony. Dzięki pomocy kolegi, udało się: namówił Ankę na odświeżenie strony w kilka sekund po tym, jak bloga skasowałam. Tylko dlatego przetrwałam. Potem kilka dni myślałam nad tym, jak założyć nowego bloga, jak go nazwać… Oczywiście, treść udało mi się zachować na dysku, więc potem ją udostępniłam już – na nowym duzyformat.blog.pl.
Ciekawostka 1. Na allegro.pl mój nick to nadal nickolasblog :)
Ciekawostka 2. Nickolas, czy też Nick to mój pseudonim/nick z tamtych czasów. Wziął się oczywiście od Nicka Cartera, którego kochałam całym serduszkiem wówczas.

Dziś treści nickolas.blog.pl już nie ma. Zaginęła i nigdy jej nie odzyskamy. Trudno :) Potem zaczęła się era duzyformat.blog.pl. Nadal się ukrywałam w szkole ze swoim pedalstwem, nadal o blogu wiedziało niewiele osób. Ale to nie trwało długo, bo siedem miesięcy później przeprowadziłam się do Warszawy. Czy też raczej przeprowadziłem, bo wówczas jeszcze transowanie mi nie w głowie było.

Kiedyś pisałam bardzo dużo. A raczej: często. Zdarzało mi się wstawić nawet 17 wpisów miesięcznie (czyli częściej niż co drugi dzień!), dziś piszę zdecydowanie rzadziej, ale za to obszerniej. To wynika z tego, że zmienił się świat mediów elektronicznych. Blogi są, owszem, nadal popularne, ale dziś w codziennej komunikacji mamy portale społecznościowe, fotoblogi itd. Poza tym kilka lat temu powstało jejperfekcyjnosc.blox.pl, które też przejęło dużą część tego, co dawniej na duzyformat.blog.pl się znaleźć mogło. Dziś rzadziej też traktuję bloga jak pamiętnik do spisywania wydarzeń (od tego mam fotoblo.jejperfekcyjnosc.pl) – jest raczej miejscem refleksji, czy też kontenerowania różnych emocji. Nigdy nie chciałam, żeby stał się blogiem takim jak śp. abiekt.blog.pl czy trzyczesciowygarnitur.blog.pl – gdzie piszą o polityce, ich blotki poświęcone są bieżącej sytuacji w Polsce itd. To nie oznacza, że ja skupiam się tylko na sobie. Nie, no czasem jakieś wątki się pojawiały tego typu, ale jednak to jest mój blog. O mnie. O moim życiu.

Nie ukrywam, że lubię poczytać czasem stare wpisy. Przypominają mi, kim kiedyś byłam.

4 marca 2004 piszę:
„Na koncercie spotkałem Radną K, którą odwiedzałem przed warsztatami. Powiedziała, że pan starosta będzie chciał mnie zaprosić na rozmowę w poniedziałek albo w piątek. No tak… teraz będzie dziękował, gratulował i mówił jak to wspaniale. A jak trzeba było pomóc, to nic nie dał. Chuj mu w plecy. Zrobię scenę.”

30 września 2004 tak:
„Dzisiaj byłem z Iwoną sprzedać miejsce w akademiku. 400 zł to chyba nie tak bardzo dużo, co?
Znów odwiedziłem Dom Studenta numer 1… od razu przypomniało mi się, jak panie z portierni nie chciały wpuścić mnie, gdy przyszedłem 14 lutego nad ranem do i z Jakubem Wawa. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Dzisiaj panie były inne i były miłe. No i była zapłakana studentka z Nigerii, którą kierowca podwiózł tutaj a nie do Akademii Medycznej. To niewielka różnica i niedaleko, ale nie zmienia to faktu, że w takimi trzema torbami, jakie ona miała, to w życiu by się tam pieszo lub autobusem nie dostała. Więc pani z recepcji wezwała kierowcę, który nie chciał podjechać pod akademik, ani pomóc nieść bagaże. Kutas zwykły i cham po prostu. Więc ciocia duzyformat pomogła.”

23 października 2005 z kolei tak:
Koniec.
Wczoraj wieczorem przemyślałem wszystko dokładnie. Przeanalizowałem. Potem przespałem się z tą myślą.

I mam was w dupie.
Głęboko zresztą. Gdzieś w proksymalnej części odbytnicy. Tuż przed dwunastnicą.
Bo nie było was przy mnie, gdy was potrzebowałem. Bo nikt nie pomógł mi, gdy najbardziej łaknąłem tej pomocy. Bo nie potrafiliście zrobić nic dla mnie.
Wszyscy wy.

Zły byłem z tego powodu. Na siebie. Na was. Na wszystkich.
A teraz mi przeszło. Złość to uczucie niedobre. Niszczące. Destruktywne. A nie jest celem mojego życia sianie jakiejkolwiek destrukcji. Dlatego wyrzucał złość ze swojego serca. Już mi przeszło.
Nie jest mi już smutno. Jak zwykle, gdy dochodzę do kolejnego odkrycia wewnątrz siebie, jestem rad. Tak jest i tym razem. Co mi było? Nie mogłem się pogodzić z tym, że nic dla was nie znaczę.

15 stycznia 2007 wyznałam:
„No i był też On. Tak, tak – Jurek. Jurek to, Jurek tamto. Jurek, Jurek. Jurek.
Nie wiem ile razy tej nocy wypowiedziałem jego imię (często łącząc je ze słowem „kocham”). Wyglądał świetnie w swojej żółtej-wpadającej w zieleń koszulce z rysunkiem skropiona i napisem „Beware”. No i ten jego uśmiech śliczny. Jasne spodnie, ciut niżej, ale bez przegięć. Króciutkie włosy ciemne. Cute.”

4 sierpnia 2008 relacjonowałam:
„Byłam nieco zmęczona po tym całym łażeniu, ale Szał Baj Najt nie mogłam sobie odpuścić. Tak przynajmniej mi się wydawało niesłusznie. Bo okazało się, że w te wakacje do była na razie najgorsza edycja. Najnudniej, najmniej ludzi, May One trzeźwy… Jakoś tak było inaczej, niewłaściwie. Nawet Damian.be z Patryczkiem i znajomymi się szybko do Galerii zmyli na karaoke. Ja posiedziałem trochę ze znajomymi ciotami, ale też nie było sensu za długo. A szkoda, bo nawet Jurek się pofatygował (oferując wcześniej przez telefon podrzucenie za załatwienie wejścia darmowego, ale jak się dowiedział, że to tylko 5 zł, to stwierdził „nie było sprawy” i się rozłączył…). No i do domu dość szybko wróciłam.”

28 marca 2009 wyglądał tak:
Ale ponieważ dziekan mnie trochę wkurzył w poniedziałek, to i ja postanowiłam zadziałać. Przejrzałam bardzo, bardzo dokładnie kilkadziesiąt tabelek dotyczących planów zmian w zajęciach na naszym wydziale. Bardzo dokładnie. I znalazłam na przykład, że na stosunkach międzynarodowych za semestralny wykład kończący się egzaminem na studiach stacjonarnych są 3 pkt. ECTS, ale już za ten sam semestralny przedmiot-wykład na studiach niestacjonarnych wieczorowych kończący się zaliczeniem na ocenę jest… 7 pkt. ECTS. Kilka takich fajnych rzeczy znalazłam i napisałam pismo. Bo nie mogłam być na posiedzeniu Rady Wydziału w środę. Poszło do dziekana. Jak nic z tym nie zrobią, to zgodnie z sugestią Kolegium Rektorskiego na spotkaniu z samorządami w środę, zgłoszę to do Komisji Senatu UW ds. studenckich, doktoranckich i procesu kształcenia. No cóż, dla dobra studentów – wszystko.”

23 listopada 2010 z kolei:
A wracając do Polski i do czwartku. Pojechałam do Lublina na konferencję „Kontrowersje dyskursywne. Między wiedzą specjalistyczną a praktyką społeczną” na KUL. Tak, tak, na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim Jana Pawła II. To moja pierwsza konferencja w tym miejscu – chciałam zobaczyć jak to jest. Oczywiście, przyjechałam i postanowiłam się przejść na uczelnię. Od dworca to jakieś 2 km, więc niedaleko, a ja uwielbiam oglądać miasta. I nawet nie było tak źle z trafieniem na miejsce (niech żyje Google Locals!), ale już w samej uczelni… masakra! Nic nie oznaczone, nikt nic nie wie. Jedna wielka niewiadomka. Na szczęście jednak jakoś sobie poradziłam i trafiłam po dobrych jednak kilkunastu/kilkudziesięciu minutach.”

12 października 2011 napisałam:
W czwartek rano – Dzień Dobry TVN. Wszystko fajnie, miło – spotkanie z Anią Grodzką (była drugim gościem, a spotkanie dotyczyło możliwości nieokreślania płci w australijskim paszporcie) to zawsze fajna rzecz. I w zasadzie podobałoby mi się do końca, gdyby nie to, że uparli się podpisywać mnie i mówić do mnie imieniem z dowodu. Ja wiem, wiem… to mój pierwszy raz w DDTVN, więc na razie im wybaczam. W Pytaniu Na Śniadanie TVP2 też mnie początkowo nie słuchali. A teraz już podpisują mnie właściwie. Powalczę o to i w TVN, bez obaw ;) Dobrze wyszłam chyba.”

9 stycznia 2012 wspominałam:
Ostatnio jeden chłopiec podszedł do mnie i powiedział mi, że nasze spotkanie pierwszy raz było dla niego bardzo ważne. (A było to dobre kilka lat temu i działo się w Utopii.) Podeszłam wówczas do niego i jakoś tam zagadałam. Wzięłam go na VIPa, żeby tam pogadać na spokojnie. I gdy stanęliśmy przy barze, zadałam mu pierwsze pytanie: „No dobra, to teraz mi powiedz… Czemu taki ładny młody chłopiec jest tak strasznie zaćpany?” Zaczął oczywiście wówczas zaprzeczać, że nie, że wcale nie jest, że on nigdy w zasadzie… Powiedziałam mu wówczas, żeby jednak poszedł, bo nie chcę z nim rozmawiać.

I wreszcie 30 marca 2013 śmiałam się sama z siebie:
Dochodzę też do siebie po moim wypadku. W zasadzie nie mam już prawie śladów. I nie, nadal nie wiem, co się wówczas stało. Miałam wypadek, to miałam, na chuj drążyć temat? ;) Na policzku mam nadal niewielki rumień, który dokładnie przykrywa za każdym razem podkład. Mam też dwie jeszcze gojące się szramki na brwiach. Nowe okulary (raz jeszcze dziękuję Amy za oprawki!) są okej, wszystko wróciło do normy. No, może poza moim palcem wskazującym. Nadal boli mnie w prawej ręce. Byłam u chirurga jakieś dwa tygodnie temu i powiedział, że wszystko okej. Teraz jeszcze do ortopedy idę, bo już chcę, żeby mi przeszło. Nie boli mnie cały czas, tylko jak pięść robię albo prostuję bardzo. I trochę nadal lekko spuchnięty. A ponieważ już trochę czasu minęło, to mnie troszkę niepokoi.

***

Zawsze bawiło mnie oglądanie statystyk. Bo widziałam, że rzeczywiście dużo ludzi coś tam czyta a potem jak ktoś pytał, to oczywiście nikt się nie przyznawał, że zaglądał. Wypadało mówić, że się mojego blo nie czyta. Dziś już chyba tak nie jest, dziś mniej osób go czyta, wiem to. Wynika to z faktu, że są łatwiejsze, bardziej obrazkowe, mniej rozpisane formy kontaktu ze mną. Bloga czytają tylko naprawdę zainteresowane osoby, albo ci, którzy nadal wierzą w słowo pisane. A to malejąca grupa.

Generalnie dziś uważam, że założenie tego bloga, to był strzał w 10. I dlatego tak nazwałam imprezę z okazji dziesiątych jego urodzin. Strzał w 10. Mimo tego, że najadłam się z powodu pisania tutaj dużo wstydu, nienawiści i odrzuceń. Przecież to przez bloga nie jeżdżę już w wakacje do Rewala pracować z dzieciakami. To przez bloga mi kilka razy grożono. To przez bloga właściciele klubów i restauracji się na mnie obrażali. To przez bloga chłopcy mnie rzucali. To wszystko tutaj jest. I ze dwa razy przez to 10 lat miałam taki kryzys, że myślałam, żeby w ogóle przestać pisać. Że może to nie ma sensu, że za dużo ryzykuję, za dużo mam do stracenia. Ale wydaje mi się, że dzięki temu, że kontynuowałam pisanie, jestem dziś tu, gdzie jestem.

Impreza urodzinowa jutro. Chciałam zaprosić na nią jak najwięcej osób, które kiedykolwiek miały do czynienia z duzyformat.blog.pl. A więc, mówiąc inaczej: miały kontakt ze mną. Wiadomo jednak, że osoby z pierwszych 5, może nawet 6 lat blo są już dla mnie niedostępne. Gdzieś nasze drogi się rozeszły i nie mamy już kontaktu. Nie mogłam ich więc zaprosić. A szkoda, bo kiedyś musiały być dla mnie superważne.

Mam nadzieję, że „Strzał w 10” się uda. Że będzie dobra zabawa. Że wszyscy poszalejemy. Nagrody czekają, wódka się chłodzi. Jutro rano ostatnie zakupy i potem noc pełna uciech.

Nie wiem, co będzie dalej z blo. Sami widzicie, że ma teraz inną formułę niż dawniej. Że mam mniej czasu na pisanie. Szkoda, wiem. Ja bardzo żałuję. Nie wiem jak będzie dalej, czy nadal będę go pisać i do kiedy to potrwa. Ale zostańcie ze mną i sprawdźcie to :)

***

Oczywiście, duzyformat.blog.pl byłby czymś innym, gdyby nie Wy, czytelnicy. Nie ma co prawda nikogo, kto jest ze mną od początku, przez te długie 120 miesięcy cały czas obecny, ale bez względu na Wasz staż, chcę Wam podziękować. Bez Was byłoby zupełnie inaczej. Najpewniej gorzej. Więc kłaniam się w pas i raz jeszcze dziękuję.

Wypowiedz się! Skomentuj!