Środa zaczęła się rano. Szkoda, że dopiero tydzień później dowiedziałam się, że wydawca powiedziała, że w trakcie wakacji „można się trochę spóźniać” i wszyscy się zjawiają raczej przed 10 niż po 9 :) No, ale ja i tak jestem tam teraz koło 4,5 godziny dziennie, więc nie ma co przeginać. I tak nadal wychodzę kiedy chcę, robię co chcę i generalnie nikt mnie z niczym nie goni… Więc nie narzekam, nie narzekam!
Jak wróciłem do domu przed 15, to chłopcy byli oburzeni i pytali „Co ty robisz w domu?!” i generalnie prawie mnie z niego wygonili :) Ale tak, tak – nawet ta stara Jej Perfekcyjność ma wakacje i może czasem wrócić do domu wcześniej! Ha!
Tym bardziej, że na wieczór szykowała się impreza. Nie przeszkadzało mi to, że od kilku dni mam opryszczkę po raz pierwszy w życiu. Odpowiednie tuszowanie, suszenie, sranie w banię i jako tako człowiek wygląda. A najśmieszniejsze, że moja opryszczka została ochrzczona – na cześć tekstów z GayLife.pl – żółtaczką analną. Doszliśmy do wniosku, że ktoś mi wylizał nieznajomy odbyt i teraz mam za swoje ;) Śmiech śmiechem, ale teraz będę nosicielką do końca życia! To brzmi poważnie, nie?
Mimo wszystko wieczorem kilkoro pedałów do mnie wpadło. Jak mnie ktoś pyta czemu zapraszam Kubę Po Prostu i jego Daniela do siebie na bifory, chociaż mówiłam, że nie będę już tego raczej robić, to nie mam odpowiedzi. W zasadzie chyba tylko dlatego, że są ładnymi chłopcami. Ja wiem, to słaba wymówka, bo nie oni jedyni… Ale mam słabość do nich czasem. To się skończy. Oczyszczanie otoczenia trwa :)
Wpadł też Łukaszek, Whitney Houston, Adam i Grzegorz. Oglądaliśmy Baśka Blog – wiecie, od tej Baśki, co nas nauczyła mówić, że pies sra i szcza (z „Klatki B”). Było zabawnie, bo ona jest naprawdę mocno jebnięta. Gacka nie było, bo oficjalnie był w Poznaniu. W sumie: jego strata. Tym bardziej, że udało mi się częściowo pedalstwo namówić do podróży nocnym. Jak szliśmy z Centralnego, Whitney zauważyła wielki biały budynek blaszany przed PKiNem. Nie mam pojęcia skąd to się wzięło i po co. Ale ta pobiegła od razu wciągać to, co białe, bo uznała, że to fabryka Białego Pana. Najgorsze było to, że drzwi były otwarte i weszła do środka :) Bałam się, że nie wyjdzie, ale dała radę.

W Utopii szaleństwo było. O dziwo, nie zaczęło się o 1, jak przewidywaliśmy, ale sobotnio – po 2. Tadeusz przyniósł okulary a la wczesna Lady Gaga i sobie fotki wszyscy w nich pstrykali. Ja się cieszę, że udało mi się ostatecznie zrobić sobie zdjęcie z Maciusiem w pozycji ja-pasywna i on-aktywny. To było jedno z moich życiowych marzeń i ostatecznie zostało spełnione.
Szybko się sporo ludzi zebrało. Jednak ta środa to był dobry pomysł, nie ma co. Widać, że ludzie nie mają co robić przed wielkim świętem Bożego Ciała i w poszukiwaniu boskich ciał się wybrali na Jasną 1. A ja musiałam przeżyć małą ciotodramę Adama, który nagle coś spoważniał, postanowił, że idzie do domu. A generalnie miał u mnie spać po wyjściu z U. Więc próbowałam go jakoś rozruszać. Ostatecznie się udało, ale nie wiem do tej pory o co mu chodziło.
Szczytem wszystkiego było pojawienie się Tomeczka i Pawła. Nie wiem z jakich zaświatów się wzięli, ale się pojawili. To było naprawdę coś zaskakującego. Plotka niosła, że umarli już dawno i nikt nie wchodzi do ich pokoju, bo się boi odkryć ciała. A jednak żyją. Co więcej – konsumują. To wyszło na jaw jak się posilaliśmy nad ranem w Luksorze (zajebista nazwa) przy Metro Centrum. Adaś, tamci dwaj, Łukasz i Pasyw. No i ja. Jedliśmy cheeseburgery. Chociaż o tej porze i w tym stanie, należałoby powiedzieć, że je wpierdalaliśmy. Ubrudziliśmy cały stół – bardziej niż był brudny. Ale bez wyrzutów sumienia, bo i tak się kleił. Za nami szedł jakiś chyba znajomy Łukasza stary i coś tam gadał, a ten na niego się wydzierał, żeby się odczepił. Ostatecznie, po przejściu z nami dobrych dwóch km, odszedł. To co się działo potem nie zaskoczyło nikogo, kto był na imprezie. Pasyw pojechał do Łukaszka. Tak, tak, dokładnie tak.

Adam spał u mnie. To zabawne, ale myślałam, że po tym jak się przyznam do tego, co się stało między nami, to plotki ucichną. Ale nie, tak się nie stało. Nadal są docinki – tego się spodziewałam, ale i plotki – co mnie zaskakuje. No więc po raz kolejny informuję oficjalnie: nie sypiam z Adamem (w sensie, że owszem – śpimy w jednym łóżku, ale nie śpimy ze sobą), nie całuję się z Adamem (chyba, że cmoknę go w czoło raz na tydzień). Ja wiem, że wszyscy myśleli, że po tym moim wyznaniu ja go od siebie albo siebie od niego odsunę. Tak się nie stało – dla postronnego obserwatora nic się nie zmieniło. Bo różnica dzieje się poza oczami ludzi w moim pokoju za zamkniętymi drzwiami. I dlatego pozostaje mi wierzyć na słowo. Skoro dotychczas wszyscy wierzyli, to co powoduje, że tak nagle nie chcą? To ciekawe z psychoanalitycznego punktu widzenia.
Do domu pojechał jakoś rano a potem wieczorem znów wpadł. Boże, jak padał deszcz niefajnie… Ale jak przestał, to się zebraliśmy i spotkaliśmy się w tramwaju w drodze do Centrum. Pochodziliśmy, podziwialiśmy pustą Warszawę. Fajny widok. Poszliśmy na Krakowskie, na Nowy Świat – taki sobie spacer po prostu. Niesamowite jest to, że poczułam wtedy, że mam wakacje. Że mogę tak beztrosko i bezkarnie spacerować. To miłe odkrycie. Potem wylądowaliśmy w McD. Zjedliśmy coś i ruszyliśmy do mnie. Postanowiliśmy zrobić sobie noc z horrorami. Ale nie wyszło, bo okazało się, że albo widzieliśmy to, co mamy albo nie mamy nic ciekawego ;) Skończyło się na „[REC]” i na „Wątpliwości”. Pierwszy to horror, drugi – zdecydowanie nie. Niemniej, to był miły wieczór. Zakończył się dość późno, więc i spaliśmy długo. Tym bardziej, że piątek mieliśmy całkiem wolny.

Adam pojechał do domu, a ja na debatę „Jak nas (nie)widzą tak nas piszą”. Przyznaję, że było średnio. Zabił mnie prowadzący na początku, który zaczął od bardzo banalnego pytania. Potem też średnio sobie radził. A debata jako tako się toczyła. Ania z Trans-fuzji znów się ze mną nie zgodziła co do roli Parady. Ale powiedziałam jej, że skoro ona sama chciała trochę prowokacyjnie powiedzieć w mediach o legitymacjach dla osób trans z dwoma zdjęciami, żeby móc coś szerzej o zjawisku powiedzieć, to czemu nie wykorzystać tak samo Parady? A wtedy musi być głośna, kontrowersyjna. Żeby wzbudzić zainteresowanie i dać szansę wypowiedzenia się. Musiałam zaprotestować, gdy powiedziano, że drag queen nie mają interesu w paradowaniu i płaci się im za to. Nie, nie, to nie tak. Oni też mają w tym swoją sprawę.
W międzyczasie sobie przypomniałam, że obiecałem na b4ze u siebie poczęstować czymś gości. Więc trzeba było ogarnąć szybko jedzenie jakieś i przygotować. Zrobiłam małe zakupki, by uzupełnić zapasy domowe i wzięłam się do roboty. Może nie jakieś najwymyślniejsze, ale jednak smaczne. Zjedli naleśniki z mięsem i warzywami albo z owocami i jogurtem. Chyba smakowało.
To nie był tłoczny b4, ale może i dobrze. Gacek, Pasyw (nie, nie pozabijali się), Whitney Houston, Adam i Tadeusz. Ot, takie małe towarzystwo. Pasyw i Gacek znów mają ciche dni, bo Gacek jak pies ogrodnika nie chce, żeby Pasyw z kimkolwiek się widywał, spotykał, ruchał. Nie chce też Natkiej, który jak się dowiedział o sprawie, to zareagował z zagranicy. Pozdrawiam cię, Natkiej. Cieszę się, że tak jak pozostali nie czytasz tego bloga. A, Patryka też pozdrowię. Bo tęsknię za nim i wciąż liczę na spotkanie z jego mamą i całą jego rodziną.

Mieliśmy iść gdzieś przed U, ale się nie dało. Te wszystkie stare cioty narzekają tylko i umierają. Więc zamiast iść do Saturatora, albo do HotLa, albo do Capitolu, albo gdziekolwiek indziej, siedzieliśmy u mnie dłużej. Trudno. Potem U.
A tam – widać, że Parada idzie. Z jednej strony sporo nowych twarzy, z drugiej – ludzi jakby mniej i wcześniej wychodzili. Chyba zawsze tak jest przed Paradą. Choć z drugiej strony – niewielu potem z nich widać na marszu. A szkoda. Noc była piękna. Damian.be się objawił po dłuuuugiej przerwie. Objawili się ci, co zapowiadali, że się nie objawią z powodu choroby… Jednak są rzeczy silniejsze niż wirusy i bakterie. Bartek był z nowym ładnym chłopcem, Maciuś szalał na barze… Generalnie: bardzo kolorowo. A mi Tadeusz pstrykał fotki z Adamem, które miały być w założeniu kontrowersyjne i demaskatorskie, ale chyba znów udowodniłam, że takie najzwyczajniej być nie mogą.
Udało się to wszystko ogarnąć i o ludzkiej porze do domu wrócić. Bez Adama, żeby nie było. W ogóle to muszę zauważyć, że mam problem z moją sztuczną opalenizną. Jest ładna, ale nierówna. Równa jest na początku, ale potem nierówno schodzi i nie wiem jak to powstrzymać. Ktoś ma jakieś rady? :)

No i nadszedł dzień paradowania. Dość bezproblemowo udało mi się dotrzeć na 13:00 z Mihałem na pl. Bankowy. Ludzi mało, to fakt. Ale i pogoda pod psem. Niektórzy mówią, że to przez długi weekend. Inni, że właśnie przez pogodę. Jeszcze inni, że przez słabą informację… Ja myślę, że wszystkiego po trochu. A pogoda była naprawdę podła. Padało, wiało, zimno… Tragedia. Tak jak nie pamiętam takiego chujowego czerwca, tak i takiej Parady nie pamiętam. Pod metrem się spotkałam z Adamem, Pasywem, Pepe i Gackiem. I dołączyliśmy wszyscy do tłumu maszerującego. Porobiłam fotek trochę, pobawiłam się… Ale generalnie zmarzłam i nie podobało mi się – z powodu pogody, zepsutego sprzętu muzycznego na pierwszej platformie i małej ilości ludzi. Dobrze, że marsz się odbył, że obyło się bez zakłóceń (kontrmanifestantów też było malutko), ale generalnie miałam nadzieję, że się uda lepiej.
Wiadomo nie od dziś, że zainteresowanie Paradami spada. Największe było, gdy była zakazana. Potem coraz mniej. Ciekawi mnie jak wyjdzie nam EuroPride 2010. Z jednej strony nie ma co marzyć o dzikich tłumach jakie były na poprzednich edycjach (ot, choćby w Madrycie 2 mln ludzi!), ale z drugiej strony… co ja bym dała za to, żeby nas się 100 tys. zebrało! Byłoby cudnie! Tylko pogoda MUSI być zdecydowanie inna niż w tym roku.
Szliśmy przy platformie Toro głównie, bo tam ładnie grali. I chłopcy ładni. Już pomijam znanych z widzenia (jak choćby Hare), ale także i nowi, nieznani. Starałam się opstrykać ich trochę – może się znajdą i odezwą ;) Tak bywało już przecież. Adam wykazał się czujnością i jednego z nich w ciągu 3 min na Fellow potem odnalazł. Byli też i tacy (i takie), co podchodzili, witali się, przedstawiali, fotki sobie robili, podniecali się… To miłe, ale w sumie nie wiem czy takie znów potrzebne :) 
Chciałam tylko powiedzieć, że mnie sprawa Litwy wyjątkowo dotknęła i zaniepokoiła. Tam właściwie zabroniono jakiejkolwiek działalności publicznej LGBTQ. To naprawdę straszne i poważnie mnie to ruszyło jakoś.

Parada oznacza zawsze także późniejsze imprezowanie. Nie inaczej było i w tę sobotę. Zebraliśmy się wszyscy u Gacka. Tomeczek z Pawłem, Whitney Houston, Tadeusz i ja. 
Już pomijam fakt, że Piotr miał na Paradzie ładnym chłopcom dać zaproszenie na b4 do siebie z mapką… I jak zwykle okazał się bardziej pasywny niż przypuszczaliśmy i dał dupy w tej sprawie. Może za rok spróbujemy? No i napalam się na zrobienie własnego transparentu z napisem „łorewa”. To byłoby coś. Ciekawe czy któreś z ciot odważyłyby się nieść go ze mną. Oczywiście, dzisiaj wszyscy powiedzą „tak, tak”. Ale za rok w lipcu będzie inaczej. Jak zawsze.
Po krótkim b4ze wpadliśmy do Toro, bo wiadomo, że tam tłumy pedalstwa. Adam szalał. Piotr szlajał się po darkroomach a Whitney nie chciała ogarnąć chłopca. Pasyw szukał, Tomeczek i Paweł pili zaś. Więc działo się jak zwykle. Muzycznie… no, ambitnie być nie mogło, wiadomo. Ale było okej, dało się znieść. Stałam sobie spokojnie i podziwiałam. Niech mi tylko ktoś powie, co tam robił 16letni Robert?! Że chłopiec ładny, to wiem i cieszę się, ale niech potem kluby nie udają, że pełnoletnich wpuszczają. Ja jestem jak najbardziej za nieletnimi w klubach :> Wiadomo. Ale po co ich odstraszać mówieniem, że nie wejdą? Zapraszajmy ich!

W Utopii – szaleństwo. Ernest postanowił zapchać klub. Tak zapowiedział i wprowadzał plan w życie. Pchał i pchał ludzi, robiło się nas coraz więcej… Na całe szczęście, VIP room wyjątkowo pusty jak na sobotę. I chwała za to, odpocząć można było tam. Adamowi był potrzeby odpoczynek. Ja wiem, że on będzie się upierał, że nie był pijany a zataczał się od kataru, ale ja pozostanę przy swojej wersji, związanej z alkoholem.
Szaleństwo było generalnie, bo muzycznie było genialnie! Pięknie, energetycznie, mocno! DJe dawali czadu! Chcę, żeby tak zawsze grali! Tak, tak, tak! Ubiegły weekend był nie-mój, a ten – idealnie wpisuje się w mój gust. Pięknie.
Dlatego szkoda, że dość wcześnie się zbierać musieliśmy. Adam jednak odpadł, a że spał u mnie, no to pojechaliśmy do domu. Co nie zmienia faktu, że czekam na więcej takich nocy!

Niedziela była fajna, spokojna. Miałam się wziąć za pisanie projektu pracy doktorskiej, a to niełatwe zadanie. I nie chodzi o to, że to trudna rzecz do napisania. To też. Ale jakoś miałam wyjątkową trudność z tym, żeby usiąść przed komputerem i zacząć. Co zazwyczaj mi się nie zdarza przecież. Chyba to przez to, że tak wiele zależy od tej pracy. Odkurzyłam mieszkanie. Umyłam podłogę. Walka była długa, ale ostatecznie usiadłam i coś napisałam. Gniot, wiem o tym. Ale wyszłam z założenia, że nie mogę tego odkładać już na później i lepiej cokolwiek napisać i na tym potem pracować niż zajmować się czym innym i udawać, że samo się napisze. Dzisiaj, gdy jestem po rozmowie z promotor mam trochę problem, bo jednak zbiła mnie z tropu. I nie chodzi o formę, to jasne, że jest do poprawy. Ale o merytorykę. Stwierdziła, że udowodnienie transgresyjności (czy w ogóle potencjału transgresyjnego) w rozmowie o kazirodczych zapędach jest na tyle karkołomne, że lepiej nie. Bo to jest perwersyjne po prostu i nie da się z tego transgresyjności wyciągnąć. Kurcze, niedobrze. Muszę przeformułować trochę to wszystko. Mam pewne myśli, ale muszę przetrawić.

W poniedziałek biegałam od rana. Dobrze, że sobie tak dyżur ustawiłam w redakcji – że mam na 12 i rano mogę pozałatwiać. Wpis z w-fu zwalniający (zaburzenia rozwoju psycho-seksualnego), potem bieg do promotor na Nowy Świat. Ustaliłam z nią, że da się w razie czego skończyć studia rok wcześniej. Jest dobrze.
Potem szybko na Warecką – popracować nad pomysłem na nowe czasopismo. Bo wydawnictwo tam myśli nad czymś. Projekt tajny przez poufny, więc na razie nic nie mogę powiedzieć. Podoba mi się średnio, ale może to jest okazja na jakiś wpis w CV i kilka zł? We’ll see.
No a potem w redakcji. Dopięte sprawy z warsztatami. Poszła oficjalna informacja, jest cena, jest nocleg, jest wszystko. Poszło i teraz pozostaje czekać na zgłoszenia. Co ciekawe, pierwsze przyszło bardzo, bardzo szybko. To chyba dobrze wróży, nie? :) No i ostatecznie niepełnoletni też mogą brać udział, jeśli rodzice wyrażą zgodę. A co nam tam.

Wieczorem Carrefour i odpoczynek. Znów jakoś wcześnie do domu wróciłam. Przed 21 na pewno!
W redakcji we wtorek znów byłam pierwsza. Eh, taka obowiązkowa. A w sumie zapowiadało się, że nie będzie nic do roboty i odpocznę sobie opierdalając się i pisząc bloga. Ale, jak zawsze, coś wyskoczyło. Nie mówiąc o tym, że i ja musiałam wyskoczyć właśnie na rozmowę w sprawie projektu pracy doktorskiej a potem jeszcze odebrać notatki z socjologii pornografii od Pauliny. A zaraz potem – na dyżur po wpis zaliczający praktyki, wszystko zaś zakończone wizytą u fryzjera. Nie lubię do niego chodzić. Nawet nieźle mnie obciął, ale robi to tak błyskawicznie, że mnie to denerwuje. Mój poprzedni drogi fryzjer robił to ponad godzinę zazwyczaj. A ten – 30 minut i po sprawie. Denerwuje mnie to. Wiem, że to irracjonalne, ale nie lubię.
A najwięcej energii zajęło mi dzisiaj ogarnięcie zaproszeń na wydarzenia nadchodzące. Jutro kino, potem Utopia, w piątek B4, potem Capitol a w sobotę kolejny B4. Na każdą imprezę inni trochę ludzie, czasem ograniczona ilość zaproszeń… Strasznie to męczące, żeby wszystko dobrze ogarnąć i babola nie jebnąć :)

Sama nie wierzę w to, co napiszę. Amy Winehouse mi grozi. Wysłała mi SMSa, w którym pisze, że coś tam wtrącam się w jej relacje ze znajomymi i że nie mogę. „Tak, to jest ostrzeżenie”. Nie, no ludzie, umarłam… Myślałem, że szczytem jest moment, w którym powiedziała, że nasze „pogorszenie stosunków” wynika z tego, że… ona ma więcej znajomych niż ja i ja jej zazdroszczę. Już to mnie położyło na łopatki. Ale teraz to jestem już przybita na maksa. Amy Winehouse mnie ostrzega przed samą sobą. Ja chyba coś mam jednak, że działam na policjantów i byłych policjantów. Nie lubią mnie najwyraźniej i średnio raz na kwartał któryś z nich musi mi grozić. Sytuacja mnie na tyle obezwładniła, że brak mi słów komentarza… Po prostu leżę.
Nie ma co, Amy ostatnio ma emocje na grożenie. Najpierw, że będzie ban dla Gacka i Pasywa. Potem Karolowi. A teraz mi. Nie wiem ilu ludziom po drodze ;) Czekam aż zagrozi Królowej.

Wypowiedz się! Skomentuj!